Kocham ludzi. Nie potrafię być sam. Z natury jestem gadułą i lubię być duszą towarzystwa. Tak przedstawił się Dariusz Michalczewski w czasie spotkania z młodzieżą w I LO.
Czy miał pan w swojej karierze chwile zwątpienia? Ile zarobił pan pieniędzy? Które walki najbardziej utkwiły panu w pamięci? - pytali "Tigera” uczestnicy spotkania. Mistrz nie uchylił się od żadnego pytania.
- Zainteresujcie się światem, a wtedy świat zainteresuje się wami - nawoływał. Starał się zapewnić młodych ludzi, że wśród nich nie ma lepszych, ani gorszych. W każdym tkwi jakiś talent i jedyne co trzeba zrobić, to go rozwijać. Aby się to udało, trzeba być konsekwentnym, a do tego jeszcze ciężko nad sobą pracować.
Wspominając dzieciństwo "Tiger” przywołał z pamięci swoich kolegów z gdańskiego podwórka. Wśród nich byli tacy, którzy trafili do narodowej kadry Polski w piłce nożnej, bądź zostali olimpijczykami. Ale byli i tacy, którzy do dzisiaj odsiadują wieloletnie wyroki.
- Oni nie byli lepsi, ani gorsi ode mnie - podkreślił Michalczewski. - Po prostu w pewnym momencie swojego życia nie mieli czym się zająć i zeszli na złą drogę. Kto wie, czy gdyby nie sport, nie byłoby to i moim udziałem?
Zdaniem "Tigera” fajnie jest być popularnym i mieć kasę. Za pierwszą walkę na zawodowym ringu dostał 5 tys. marek. Za kolejne inkasował już po parę milionów. Oczywiście musiał dzielić się tymi pieniędzmi z menedżerami i szkoleniowcami, ale i tak się opłacało. Już jako zawodowiec stoczył 50 walk, z których przegrał tylko dwie.
Wiążę swoją przyszłość ze sportem, ale nie widzę dla siebie przyszłości w roli szkoleniowca, czy organizatora walk - powiedział "Tiger”. - Na zawodowy ring już nie wrócę, co nie znaczy, że całkiem odłożę bokserskie rękawice. Od kiedy pamiętam, zawsze były one u mnie w domu.
Młody Michalczewski najpierw chciał być piłkarzem. Szybko okazało się, że jest zbyt dużym indywidualistą. Na boisku trudno mu było oddawać piłkę kolegom. Nie sprawdzał się w zespole. Wtedy przyszła kolej na boks. Na amatorskich i zawodowych ringach przeboksował 25 lat. Z perspektywy tego czasu wspomina pierwsze zarobione pieniądze. Dostawał je od trenera, chociaż wcale mu się nie należały. Mądry szkoleniowiec wolał wysupłać parę złotych z własnej kieszeni, niż pozwolić, by Dariusz, aby kupić sobie nowe wranglery, próbował coś ukręcić na boku.
Dariusza Michalczewskiego zaprosił do Chełma Dariusz Grabczuk, przewodniczący Komisji Oświaty, Kultury i Sportu Rady Miasta Chełm.